UX writerzy dość często nazywają i opisują czynności, które wykonują użytkownicy. Nie zawsze jest to sprawa oczywista. Microsoft mówi tutaj o „rozpoczęciu pracy nad…”. W tooltipie można sobie pozwolić na tego rodzaju rozwlekłą frazę, która zastępuje charakterystyczne dla interfejsów, bezduszne „utwórz”.
Nie zawsze jest jednak jasne, czy lepiej powiedzieć o „utworzeniu”, czy raczej o „dodaniu” czegoś. Kluczowe, aby w całym produkcie ta sama akcja zawsze nazywała się tak samo. Ale właśnie – dodaniu czy utworzeniu czego?
Czasem nie tak łatwo nazwać to, co użytkownik „dodaje”, „tworzy”, „zamawia”, czy „usuwa”. Bywa, że nie jest to jeden specyficzny obiekt, ale pewien zestaw obiektów. Mogą to być elementy z różnych porządków i kategorii, które bardzo trudno określić wspólnym mianem – zbyt różnią się od siebie, aby nazwać je jednym słowem.
W przypadku Office’a 365 „dokument lub plik” byłby pewnie zbyt długi do nagłówka. Microsoft zastąpił więc to określenie sympatycznym i króciutkim „coś”.
„Coś” dość długo trzymałem w moim zestawie słów zakazanych. Użycie „cosia” wydawało mi się wyrazem bezradności – nie umiem czegoś nazwać, więc mówię o tym „coś”.
Od pewnego czasu jestem jednak gorącym zwolennikiem „cosia”. Zorientowałem się, że to słówko ma dwie potężne zalety:
- Jest bardzo charakterystyczne dla codziennej mowy. Często używamy tego słowa, gdy gadamy z bliskimi, mimo że wstydzilibyśmy się użyć go w jakimś oficjalnym piśmie. Tymczasem w interfejsach chodzi nam właśnie o używanie języka, którym posługujemy się na co dzień.
- Jest niesłychanie krótkie. Te trzy litery pomieszczą tak wiele! Oszczędność miejsca w interfejsie bywa kluczowa.
Co mam kliknąć?
„Kliknij przycisk +”. Microsoft jest tu do bólu konkretny. Nie mówi „kliknij tutaj” (tutaj, czyli gdzie?), czy „kliknij ikonę dodawania dokumentu”. Wskazuje na obiekt bezpośrednio, jakby pokazywał palcem przy pomocy słów. Użytkownik nie musi interpretować tego komunikatu. To znakomite rozwiązanie, które ułatwia życie ludziom korzystającym z Office’a.